O tych, którzy jednak czytają

Oni tego i tak nie czytają – powiedział mi mój neuro jakieś cztery lata temu, gdy mi wypisywał zaświadczenie do komisji orzekania o niepełnosprawności. Okazało się, że miał rację. Jednak w tym roku okulistka, która mi też wypisywała zaświadczenie, jako dokumentację uzupełniającą, mówiła coś, że oni to będą czytać. Jak się dzisiaj wczoraj przekonałam – też miała rację.

Kiedy się panie z urzędu zostały uświadomione przez lekarza-orzecznika, że ja potrzebuję konsultacji okulistycznej, były bardzo miłe (właściwie miłe to one były przez cały czas, nie stały się tylko dlatego, że wyszło, iż to mogło być niedopatrzenie z ich strony) i starały się jak najmniej utrudniać mi życie. Tak więc, zgodnie z obietnicą zadzwoniły do mnie przed południem a kiedy umawiały mnie z okulistką, brały pod uwagę, gdzie mieszkam i ile czasu może mi zająć dojazd. Tak więc dojechałam bez większego stresu… ale i tak kilkanaście minut wcześniej od okulistki. Kiedy już usiadłyśmy z p. doktor w pokoju i porozmawiałyśmy o tym, że u mnie to się od oczu zaczęło i to wcale nie 10 bo już 20 lat temu i że to oczy najczęściej były atakowane, to p. doktor przejrzała całą moją dokumentację, włącznie z tą, którą składałam poprzednio… Czyli jednak dobrze, że te cztery lata temu nie do końca wzięłam sobie do serca słowa neuro.Orzeczenia jeszcze nie mam i wątpię, żeby było inne niż ostatnio, ale miło było zobaczyć, że ktoś jednak czyta tę dokumentację.

I tak jeszcze w ramach dobrego traktowania klientki, która musiała raz jeszcze do urzędu się fatygować, dowiedziałam się, że po orzeczenie nie muszę się stawiać osobiście (co jest praktyką), tylko że zostanie wysłane pocztą.

Ja doceniam dobrą wolę pań z urzędu. Tylko tak się zastanawiam, czy teczki z dokumentacją dotyczącą starań o stopień niepełnosprawności nie mogłyby być opisane na wzór teczek kadrowych, w których każdy dokument jest numerowany i dopisywany do listy przypiętej z przodu teczki. Tak jakoś mi się wydaje, że mniej czasu trzeba by poświęcić na bieżące opisywanie teczek niż na szukanie w nich konkretnego dokumentu. Przy istnieniu takiego spisu treści można by sobie nawet darować szczegółowe wertowanie dokumentów przy ustalaniu z jakim lekarzem umówić interesanta – wystarczyłoby spojrzeć na wykaz badań i opinii lekarzy. No, chyba że tu też obowiązuje tajemnica lekarska, więc nawet urzędniczki (jakoś nie kojarzę, żebym tam urzędnika widziała) zaglądać w papiery nie mogą…

Informacje o Jukka Sarasti

Pełnoetatowa kura domowa.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „O tych, którzy jednak czytają

  1. anna pisze:

    Prawdopodobnie ten sposób opisywania teczek by wiele ułatwił, ale czasami mam wrażenie, że celowe są te komplikacje, by urząd brzmiał poważniej. 😉

    • Jukka Sarasti pisze:

      Rzecz w tym, że to uderza głównie w urząd, a konkretnie w panie z tego zespołu. Przecież to one mają przez to więcej roboty, to one muszą przepraszać klienta i prosić lekarza o ponadplanowe spotkanie. Ja i inny niepełnosprawny mamy coś takiego raz na parę lat, one – na co dzień.

      • anna pisze:

        Może boją się, że jak okaże się, że jest za łatwo, to kogoś zwolnią. 🙂

      • Jukka Sarasti pisze:

        A to już mi się zdecydowanie bardziej prawdopodobne wydaje 🙂

      • zosiako pisze:

        Bo pracę trzeba cenić, podkreślać za każdym razem ile to ma się na głowie, a najbliższy wolny termin, kiedy mogę zerknąć na temat (bo zająć się to już nie znajdę czasu) to za 2 tygodnie :)… taką instrukcję pracy przedstawiła mi koleżanka z korpo dziwiąc się, że mogłam zanieść zestawienie, o które mnie poproszono, w ciągu 2 godzin.

      • Jukka Sarasti pisze:

        Kiedy ja pracowałam w urzędzie to jednego dnia dostawałam robotę z informacją, że to nie jest pilne a drugiego pytano dlaczego to jeszcze nie gotowe. No, ale ja z podmiotami wewnętrznymi pracowałam.

Dodaj komentarz