Ktoś kiedyś sobie stworzył algorytm, z którego mu wyszło, że trzeci poniedziałek stycznia jest najbardziej depresyjnym dniem roku. Od lat przyjęło się więc, że w ten dzień wszelkie media to tym trąbią od samego rana, więc człowiek ledwie wstanie, włączy radio (czy – w zależności od preferencji – przejrzy media społecznościowe na smartfonie), wie już, że będzie miał ciężki dzień. W ten oto sposób, na zasadzie samosprawdzającej się przepowiedni, trzeci poniedziałek stycznia rzeczywiście stał się najbardziej depresyjnym dniem jeśli nie roku to co najmniej najbliższych kilku miesięcy. Co więc zrobiłam, żeby mój Monday nie okazał się Blue? Postanowiłam przemalować go.
Przy czarnej kawie i cieście czekoladowym z czarną porzeczką (niestety z cukierni ale nie zawsze jest czas na samodzielne wypieki) delektowałam się Nokturnami.
Gdzieś w tle delikatnie unosiły się dźwięki czarnej muzyki
Za oknem zaś – jak każdego dnia o tej porze roku – mogłam obserwować czarne główki, czarne skrzydełka i czarne ogonki posilających się sikorek.
W ten oto sposób zamiast dołować się z okazji Blue Monday przeżyłam Black Monday czyli – jak dla mnie – dzień jak co dzień.
Ciasto czekoladowe i dobra książka są w stanie zdziałać cuda. 🙂
Tak… wespół wzespół sprawiają, że ciuchy, choć nie prane we wrzątku, się kurczą 😉
No widzisz, a ja o istnieniu Blue Monday dowiedziałem się dopiero wczoraj. Wcześniej nie miałem o nim pojęcia. Ale teraz już wiem, dlaczego co roku w trzeci poniedziałek stycznia zawsze czułem się taki zdołowany. Teraz już wiem i… Cóż, będę nastrój dostosowywał 😜
Człowiek uczy się przez całe życie 😉