Za dawnych czasów nie wyobrażałam sobie Bożego Narodzenia bez kutii. Kiedy zmieniłam stan cywilny i miejsce zamieszkania takie święta stały się faktem, Małżonek bowiem z góry zapowiedział, że ani kutii ani klusek z makiem (to z rodzinnych stron mojego ojca potrawa) a ja tymczasem postanowiłam zrezygnować z pszenicy. Jednak parę lat bez kutii i bez pszenicy to powolny proces dojrzewania do bezglutenowej kutii. Już w ubiegłym roku zaczęłam się zastanawiać, jak zrobić taką z kaszy jaglanej, w tym roku zaś u FiKa znalazłam odpowiedź. Nie, żebym od razu kopiowała cały przepis, ale przynajmniej proporcje maku do kaszy i kolejność wykonywania działań zaczerpnęłam z jego receptury. No, i moja kutia zdecydowanie nie była ekskluzywna… ale i tak przepyszna.
Bezglutenowa kutia na kaszy jaglanej
100 g suchej kaszy jaglanej (1/2 szkl.)
200 g suchego mielonego maku
3 łyżki miodu lipowego
garść posiekanych orzechów laskowych (uprzednio podprażonych i pozbawionych skórki)
garść posiekanych nerkowców
garść posiekanych orzechów włoskich
5 fig suszonych, niesiarkowanych, posiekanych
8 daktyli irańskich wydrylowanych, porwanych
5 moreli suszonych niesiarkowanych, drobno pokrojonych
5 niesiarkowanych suszonych śliwek drobno pokrojonych
garść żurawiny suszonej (z w miarę jak najmniejszą ilością cukru w składzie)
garść rodzynek niesiarkowanych
2 łyżki skórki pomarańczowej (najlepiej własnej produkcji)
Mak zalać niewielką ilością wody. Gotować do odparowania wody.
Kaszę jaglaną zalać 1,5 szklanki wrzątku, przykryć i wstawić na gaz.
Za pomocą drewnianej pałki utrzeć ugotowany/odparowany mak z miodem do połączenia się składników. FiK sugeruje, żeby zrobić to w makutrze i ja mu wierzę, że tak będzie najlepiej, jednak z braku makutry zrobiłam to w woku, w którym gotowałam mak. Jak dla mnie mak nie musi być starty na zupełnie gładko, lubię jak jedzenie ma fakturę.
Do makowo-miodowej masy dodać bakalie, wymieszać. Tym razem drewnianą łyżką. Do tego dodać już ugotowaną, jeszcze ciepłą kaszę jaglaną i dokładnie wymieszać…. Zmobilizować resztki silnej woli i wstrzymać się z konsumpcją do czasu aż podzielimy się opłatkiem i zjemy te mniej słodkie wigilijne potrawy.
Jak już wspomniałam, kutia wyszła przepyszna. Jednak Małżonek nie tak prędko zmienia zdanie i nawet kutii nie spróbował. Dzieci zaś próbowały w trakcie robienia i nawet twierdziły, że im smakuje, później jednak wolały sernik. I mikołajki ze słodkiej czekolady, które dostały od innego Mikołaja niż Sarasti. Tak więc niemal całą kutię musiałam zjeść w ciągu trzech dni, bo bałam się, że dłużej może nie wytrzymać, a ja nie lubię wyrzucać jedzenia. Zwłaszcza tak dobrego. Mimo wszystko, w przyszłym roku też mam zamiar zrobić tę kutię. Może Dzieci się w końcu przekonają… albo ja będę się odchudzać zarówno przed jak i po świętach. Jednak zjedzenie zbyt dużej ilości kutii jaglanej to ten grzech, którego wolę żałować z uwagi na skutki, jakie wywołał niż żałować, że go nie popełniłam.
Kutię robiłam co roku ale w tym roku odpuściłam – i tak było za dużo jedzenia ale bardzo ją lubię
A ja dość mało potraw przygotowuję, bo się okazało, że za większością tradycyjnych wigilijnych ani ja ani Małżonek nie przepadamy. Więc miejsce na jaglaną kutię się znalazło 🙂