Jesień zbliża się wielkimi krokami. Wprawdzie wciąż jeszcze dominuje zieleń i na drzewach wciąż wiszą kasztany, jednak powoli, gdzieniegdzie zieleń ustępuje już barwom jesieni… szkoda tylko, że to nie na skutek naturalnej zmiany barw liści przed opuszczeniem drzewa tylko w efekcie działalności pasożyta o nazwie zbyt trudnej, by mój zdemielinizowany mózg zdołał ją zapamiętać. Dlatego w tym roku bukietów z liści kasztanowca już nie będzie, choć może z innych będą.
Owszem, lata mi nie szkoda, ale jesieni już trochę tak. Kiedy patrzę na to, jak mało jarzębiny czerwieni się pod moim oknem, kiedy temperatura spada tak gwałtownie, że jednego dnia chodzę w krótkim rękawie, drugiego zaś już w kurtce, to obawiam się, że złotej polskiej jesieni może w tym roku nie być, że może się stać tak, jak to się kiedyś zdarzało – po prostu któregoś pięknego dnia liście zbrązowieją nim zdążą zżółknąć i po prostu szybko poopadają. Ale może ja tak tylko kraczę? Tymczasem uwieczniam to, co mi się podoba.
kolorowe liście w parku tak, zdjęcia jak najbardziej, ale jak patrzę za okno i widzę ile sprzątania będzie z 3 kasztanów to jakoś tęsknię za wiosną 😉
Właśnie m.in. dlatego nigdy nie marzyłam, żeby się z bloku do domu przenieść… Za dużo roboty nie tylko w domu ale i wokół niego
fakt są minusy, ale wiesz jak siadam na leżaku, w cieniu, pod jabłonką z kawusią i dobrą książką, to naprawdę wiele rekompensuje. nie ukrywam, dom powinien być zdecydowanie mniejszy, ale i tak nie zamieniłabym go teraz na mieszkanie. jak mnie życie i zdrowie nie zmusi, to chciałabym aby tak zostało.
Ja Cię rozumiem. Ale ja mam dosłownie mieszkanie na swojej głowie i z tym się nie wyrabiam, więc jakby mi jeszcze doszło utrzymanie dookoła domu, to na kawę na leżaczku z pewnością bym czasu nie znalazła…