Tak naprawdę to, z uwagi na to, że wszystkie niemal owoce i warzywa dostępne są przez cały rok, to mogłaby to być całoroczna przekąska. Rzecz jednak ma się tak, że na pewne sezonowe owoce, warzywa czy sałaty mam ochotę jedynie w sezonie. Więc sałatka jest jak najbardziej sezonowa… choć niekoniecznie z polskich składników.
Na sałatkę składają się: brzoskwinie, rukola, ser z mleka koziego i owczego, ser z mleka koziego (oba z Lidla, ale o składzie bardziej przyzwoitym niż większość serów żółtych), drobno pokrojony świeży tymianek, utłuczone w moździerzu suszone kwiaty lawendy, olej rzepakowy zimno tłoczony oraz ocet z kwiatów czarnego bzu. Ponieważ to nie jest blog kulinarny proporcji nie podaję. Po prostu, jak robię sałatkę to na ogół biorę to, co mam pod ręką, kroję, wrzucam do miski, mieszam, szamam. Czasem więc nawet zdjęcia zrobić nie zdążę. Tym razem zrobiłam, bo mi się efekt końcowy podobał. Mojemu podniebieniu zaś podobał się jeszcze bardziej niż oczom.
Robiłam brzoskwinie ❤ Pychaa ❤ Teraz czas na sałatkę 🙂
Cieszę się 🙂 Smacznego 🙂