Zobaczyłam wczoraj rukolę w doniczkach. Zawsze się odnosiłam sceptycznie do sałat w folii, choć czasami kupowałam, więc kiedy ujrzałam w doniczce już wiedziałam, że zrobię sobie pesto. Zakupiłam więc dwie doniczki rukoli, orzechy nerkowca, ser grana padano. Czosnek i oliwę z oliwek zawsze mam w domu, więc tym się nie martwiłam.
Doniczki z rukolą postawiłam sobie na półce w kuchni – wszak zamierzałam robić pesto, więc po co na balkon wynosić. Zwłaszcza, że taki upał a okna mi na południe wychodzą, więc po co suszyć? Tak sobie więc wczoraj stoję w tej kuchni, gotuję zupę pomidorową ze świeżych pomidorów, patrzę, czy już pomidory na tyle rozpaćkane, że można wlewać do nich wywar mięsno-kostny i podskubuję sobie tę rukolę. Po obiedzie wracam do kuchni zmyć naczynia (zmywarki wciąż się nie dorobiłam), tak zmywam te naczynia i podskubuję rukolę… Dziś wyrzuciłam do śmieci dwie doniczki z łodyżkami po rukoli i zakupiłam dwie doniczki bazylii. Jutro zrobię pesto klasyczne.