O różach

Chciałoby się opuścić wszystkie rolety, zapalić świeczkę pod kominkiem aromaterapeutycznym i wlać weń parę kropli olejku na przykład różanego, rozsiąść się wygodnie na jakimś pufie w rozmiarze XXL i obejrzeć sobie dowolnie wybrany film… Tymczasem rzeczywistość skrzeczy: z kominka unosi się woń olejku pichtowego by drogi oddechowe nieco udrożnić, pufy w rozmiarze XXL to ja sobie mogę w internecie pooglądać a na film to mogę patrzeć w trakcie prasowania. Co więcej o wyborze filmu decyduje nie tyle to, na jaki film mam ochotę, co ile czasu mogę akurat przeznaczyć na prasowanie. Dziś mogłam niewiele, więc padło na półtoragodzinną Różę Wojtka Smarzowskiego.

Róża zdecydowanie nie jest filmem do oglądania w trakcie wykonywania prac domowych. Film niewątpliwie przygnębia. Niewątpliwie też daje do myślenia… tylko że ja tę tematykę już przerabiałam. O tym, że każda wojna dla kobiet jest straszniejsza niż dla mężczyzn, gdyż padają one ofiarami gwałtów, niejednokrotnie zbiorowych, to już wiem od jakiegoś czasu. Jednak dobrze, że Smarzowski zrobił ten film. Jakże to inne od tych słodkich obrazków, kiedy to tłumy rozentuzjazmowanych kobiet witają kwiatami Wyzwolicieli. Wszak z pewnością więcej osób obejrzało Różę niż przeczytało w sieci artykuły o tym, jak to na przykład zwycięzcy Amerykanie wkraczali do Paryża i co to oznaczało dla paryżanek. No i do niektórych obraz bardziej przemawia niż słowo pisane. Zwłaszcza obraz tak realistyczny… Dialog, który się zaczyna od słów: – Zepsuli mi Amelkę, hańba na zawsze! bardzo ładnie się wpisuje dyskusję o równouprawnieniu. Co więcej, w wykonaniu Jacka Braciaka i Marcina Dorocińskiego nie brzmi jak edukacyjna pogadanka. Po prostu przedstawia punkty widzenia mężczyzn, z których jeden więcej widział i został bardziej doświadczony przez los… czy raczej przez żołnierzy zwycięskiej armii.

To tyle w temacie fabuły. Co do aktorów zaś, wciąż z niekłamaną przyjemnością patrzę na Edwarda Linde-Lubaszenko… O ileż on lepiej wygląda od swojego syna. I nie żeby się jakoś odmładzał, on się po prostu pięknie starzeje. I świetnie odnajduje w rolach doświadczonych życiem starców. Dla odmiany z filmu na film coraz mniej lubię Marcina Dorocińskiego. Co z tego, że młody (wciąż jeszcze, wszak skoro ja się nie starzeję, to i on też… ale nie, nie jestem z tego samego rocznika), atrakcyjny i w dodatku dobry aktor? Coś w nim jest, co sprawia, że nie potrafię polubić granych przez niego postaci, bez względu na to jak dobre by były. Nie zmienia to jednak faktu, że PitBulla i Ogród Luizy chciałabym kiedyś obejrzeć. Tylko żadnego z tych filmów chyba nie posiadam w swojej płytotece i nie jestem pewna czy jeszcze do jakichś gazet je dodadzą. No, ale może się znajdą w koszach z tanimi filmami w jakimś sklepie nie dla idiotów albo innym tego typu…

Informacje o Jukka Sarasti

Pełnoetatowa kura domowa.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „O różach

  1. zosiako pisze:

    Jak się dobrze zastanowić, to wszystkie róże pachną, tylko nie wszystkie pięknie. Akurat Róża Smarzowskiego jest jedną z tych, która pachnie ciężkim i mrocznym aromatem, ale takim, który pamięta się długo.

  2. mała pisze:

    Wpadłam sprawdzić, jak wygląda mój sobowtór )) Rzeczywiście jest podobny)) Film oglądałam. Powiem więcej,część scen kręconych było w moim mieście. Mój syn był jednym ze statystów. Fil przejmujący. Pozdrawiam serdecznie ))

    • jukkasarasti pisze:

      Miło, że zajrzałaś 🙂
      To już widzę masz sławnego syna. Z samym Dorocińskim i Kingą Preis grał w jednym filmie… Nie ważne, że w obsadzie wymieniony na końcu (czyli: i inni 😉 ) zawsze to jakieś przeżycie jest.

Dodaj odpowiedź do zosiako Anuluj pisanie odpowiedzi