Pewnie już pisałam, że kiedy byłam dzieckiem nie czytałam nic. Absolutnie nic, nawet lektur. Dlatego też mam okrutne braki jeśli chodzi o znajomość literatury wieku dziecięcego. Dzięki audiobookom staram się to nadrobić. Przynajmniej częściowo.
Potomstwo namiętnie ogląda Muminki. Tę polską, kukiełkową wersję. Cieszę się, że im się podoba, bo w dzieciństwie też to lubiłam. Mimo że się bałam Buki. Przygody Muminków w wersji audio kupiłam sobie już dawno temu. Wtedy, kiedy zaczęła ukazywać się seria Mistrzowie Słowa. Powieść Tove Jonnson czyta Krzysztof Kowalewski. I to mi się w niej nie podoba. Nie wiem dlaczego teraz bardziej niż wówczas, kiedy pierwszy raz tego słuchałam. Może dlatego, że bardziej mi pasuje głos tego, który dubbinguje bajki? Same zaś opowieści Muminków uważam za książkę z gatunku tych, które warto przeczytać w dzieciństwie. Przeczytane po raz pierwszy w wieku dorosłym nie robią już takiego wrażenia. Podobnie jak chętnie dziś wracam do Małego Księcia, ale odnoszę wrażenie, że gdybym go przeczytała po raz pierwszy teraz, to uznałabym to za głupie czy pretensjonalne. Tym jednak zachwyciłam się w dzieciństwie i kiedy wracam, potrafię patrzeć na tę książkę jak wówczas, gdy ją pierwszy raz czytałam. Muminki wolę oglądać… i przypominać sobie czasy, kiedy je po raz pierwszy oglądałam.
Polecam jeszcze serię o „Mikołajku”. 🙂 Genialne. 🙂
Ależ ja tego słucham. Słucham i komentuję. Tak gdzieś w okolicy 6 grudnia o tym pisałam.To jednak nie moje klimaty. Pewnie przesłucham jeszcze to co mam ale wracać raczej nie będę.
Teraz przypominam sobie, że chyba o tym czytałam, ale gdzieś mi umknęło.
„Mikołajka” uwielbiam wprost. 🙂
A może Ci się spodobają „Bracia lwie serce”. To książka da dzieci, ale przeczytałam ją po raz pierwszy jako dwudziestolatka i bardzo mi się spodobała. 🙂
To przypuszczam, że może mi się podobać. Ronija córka zbójnika w sumie mi się podobała, może bez zachwytów, ale podobała to i to może. Zwłaszcza że generalnie lubiłam Astrid Lindgren 🙂
Hm, Muminki przeczytałam jako dorosła i mają swoją głębię. Małego księcia czytałam jako dziecko … teraz częściej mnie drażni niż wzrusza. Tylko lis ma tam sens.
Ostatnio wymyśliłam sobie genezę powstania Małego Księcia… ale o tym pewnie będzie za jakiś czas wpis na drugim blogu 😉